otwartych wagonach, ze zwieszonymi nogami, jak kiedyś się jechało na kolonie. Stary Niemiec z karabinem nawet nie patrzył. Nikt nie uciekał, tylko raz, kiedy pociąg zatrzymał się w Jaśle, Achsenówna, jasna blondynka w butach z cholewami, poszła po wodę i nie wróciła. Myśleliśmy, że najgorsze już za nami. <br><br>Zamiast do Jasła i Krosna, przywieźli nas do Płaszowa. Goeth na nas czekał na koniu, w milczeniu oglądał towar. Podeszli więźniowie po nasze bagaże i ojciec spytał: men harget du? Nie, już nie zabijają. Już zabrali Goethowi licencję, mieli pod ręką Auschwitz. Ale ordnerzy i starsi więźniowie bili pałkami. Pani Hilewiczowa z Krakowa