na każdym kroku, na kolanach wołaj o odpuszczenie win swoich ojców i dziadów. To ty przyznaj się, że tam byłeś. To ty wtedy biegłeś przez pole z kłonicą na Żyda, to ty w Kielcach kostką brukową roztrzaskałeś żydowską czaszkę, bo to ty, jak każdy Polak, nosisz w genach antysemityzm, kolaborację, Jedwabne, Kielce i rok sześćdziesiąty ósmy. Czas nic nie zmieni i przeprosiny są bez znaczenia. Podobno wyssałeś to z mlekiem matki... - Lew na chwilę zamilkł.<br>Zygmunt, sięgając po papierosa, spojrzał na Rubina. Skąd ich wytrzasnął? Wszystko to brzmiało niewiarygodnie i archaicznie. Jakby z Biesów Dostojewskiego. Ciemny, pełen dymu róg sali, pełgający