wkrótce przez Armię Czerwoną, po pewnym zaś czasie wspaniałomyślnie przekazanego Litwie. Wilno było wtedy zatłoczone uchodźcami z zachodu, bez pieniędzy, bez środków do życia. Opowiadał mi Zbigniew Racięski że Klibański dwoił się i troił, by zorganizować pomoc dla dziennikarzy i nie tylko dziennikarzy. Amerykański żydowski komitet charytatywny, many pod skrótem Joint, udzielił hojnego wsparcia, dzięki czemu Syndykat Dziennikarzy otworzył coś w rodzaju domu uchodźcy, praktycznie jadłodajnię, z której korzystali nie tylko Żydzi. Ignacy był tam jednym z głównych organizatorów, praktycznie gospodarzem tej stołówki.<br> Dzięki pomocy finansowej, otrzymanej tym razem z urzędującego podówczas w Paryżu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, udało mu się