twierdzy afgańskiej opozycji. Nie wzbudzali najmniejszych podejrzeń. W końcu, zarekomendowani przez Sajjafa, pojechali do Fajzabadu na spotkanie z Rabbanim, a stamtąd do Chodża Bahauddin, by spotkać się z Massudem.<br>Zawsze gdy spotykałem się z Massudem, porażała mnie ufność, z jaką przyjmował gości, z których każdy mógł okazać się zabójcą. W Kabulu, gdzie przez dwa lata był ministrem wojny, dotarcie do niego graniczyło z cudem. W rodzinnych stronach zachowywał się tak, jakby był pewien, że nic nie może go spotkać. Nie przypominam sobie, by podczas którejkolwiek z wizyt jego żołnierze przeszukiwali moje plecaki, wywracali kieszenie kurtek.<br>W Chodża Bahauddin Arabowie zostali jednak