jednej z kompanii wyborczych jego pułku, konstytujących w Warszawie. Jakoż, w kilkanaście dni później, tuż przed samym zwinięciem obozu i wymarszem wojsk do garnizonów rozstał się Kazimierz, bez szczególniejszego żalu, z kompanią kapitana Sakowskiego. W pełnym rynsztunku udał się na ulicę Marszałkowską, gdzie zameldował się u dowódcy drugiej kompanii wyborczej.<br>Kompania rozrzucona była na kwaterach u mieszczan - po trzech lub czterech żołnierzy - w przyległych ulicach. Kazimierzowi wyznaczono jakiegoś rymarza na Świętokrzyskiej, w głębokim podwórku. Majsterek przyjął go mętnym, niezbyt życzliwym okiem; natomiast zezowate dziewczę, córka rymarza, uśmiechnęła się na widok munduru z bladym, lecz obiecującym wdziękiem -Był wrzesień. Warszawa szumiała zwykłym