z dziewczętami, które wróciły z Rosji, a latem pojechałam z nimi na Dolny Śląsk do poniemieckiego gospodarstwa na hachszara, czyli przygotowanie do pracy na roli. Śpiewało się tam rosyjskie piosenki i tańczyło horę. Śpiewało się także po hebrajsku, ale melodie brzmiały zawsze jak rosyjskie, a hora to był rumuński taniec. Kopaliśmy czasem kartofle, odważniejsi chłopcy doili krowy, lecz przeważnie tańczyliśmy i śpiewali. W dyskusjach i pogadankach mówiło się tylko o tym, co się dzieje, a nie o tym, co się stało. Pytali, gdzie byłaś w czasie wojny. W klasztorze. Aaa. To wszystko.<br><br>Wyjechałyśmy jednym z ostatnich transportów w mroźny poranek styczniowy