Jerzych wychylających się zza węgła z piką w ręce. Żadnych wykrzywionych w bólu twarzy męczenników. Żadnych ogromnych przestrzeni, które sprawiają, że wchodzący czują się jak mrówki w obliczu absolutu. Nic, poza odrobiną świętego spokoju.<br>Zapytałam staruszka, przykucniętego pod jedną z kolumn, o co się modli. - O dobrą śmierć - odpowiedział. W Kordobie śmierć, obecna w każdym westchnieniu, nie wydaje się niczym strasznym. To raczej zaburzenie rytmu wszechrzeczy, rytmu chudych i tłustych lat, jest przestępstwem, którego ta ziemia nie wybacza. Nie można opuścić Kordoby, nie czując tego słodkiego smutku życia, który nazywa się tu tragizmem Andaluzji, już nie Afryki, jeszcze nie Europy.<br>Na