żniwa, zboże sypie, kosić trzeba, póki sucho, dopóki nie pada. Grzech śmiertelny, grzech ciężki na sumieniu zostawić chleb na polu, żeby czekał. Głodem by Pan Bóg skarał wszystkich, cały maleński naród.<br> - Wracamy - trąciła Surmę Marta. Ujęła go pod ramię. Było wilgotne. On ma około sześćdziesiątki, nie przywykł do fizycznego wysiłku. Kosił z osiem godzin, bez odpoczynku, prawie bez klepania kosy. - Chodźmy, może Gawlikowa ma kwaterkę zsiadłego mleka, zimnego, z lodowni.<br> - Ady czas - poparła ją kucharka. - Ony już same.<br> Surma stał i bezmyślnie gapił się na uwijających się wokół ludzi. Oddech miał ciężki, chrypliwy, uchylił wargi, kurz zatkał mu nos. Mokre, stargane