mógł bez obawy leżeć na przypiecku.<br> A już zwłaszcza nie znosił, gdy ktoś z domowników płakał. Łasił mu<br>się wówczas do nóg, wdrapywał się na kolana, obszczekiwał go lub<br>skamlał na zmianę, ale jakimś takim dziwnym skamleniem, że aż ciarki po<br>skórze przechodziły. Mówiło się wtedy, nie płacz, bo i Kruczek płacze.<br> Za to w tych nielicznych chwilach radości robiło się w domu pełno<br>Kruczka, skakał, biegał, od wujka Władka do wujka Stefana, od dziadka<br>do babki, od matki do wujenki Jadwini, od wujenki Marty do ojca, do<br>mnie. Chwytał za spodnie, za spódnice, udawał, że gryzie. Wyciągał spod<br>łóżek, co