inaczej niż "tłum" czy "masa" (nie postrzegał wśród niej indywiduów, przyjaciół, artystów, studentów), budując w ten sposób świetny piedestał dla jedynego, który jest ponad tą masą, dla autora.<br>[Dygresja. Słowacki problemu widzów w ogóle nie roztrząsał, nawet w marzeniach widział swoje sztuki nie na scenie, lecz tylko w rękach czytelników - Lillę Wenedę miał czytać Zygmunt Krasiński, i inni oczywiście, a Balladynę aż za sto lat "chłopek bogaty".]<br>Znamienne, że nie ma w tym eseju utyskiwań na publiczność i cenzurę, znanych z okolicznościowych przedmów Hugo. Nie ma - bo być nie mogło, jeśli szkic miał być nie tylko zaczepną obroną, lecz pełną nobilitacją