resorcie... - jechał już na całego. "Życie rzadko kiedy się opłaca. No, może wówczas, kiedy bierze się z niego<br>wszystko, co było można, odrzuca wszystko, co trzeba..." - monologował w myślach, słysząc własne lękliwe serce.<br>Pułkownik wyłamywał sobie palce z niecierpliwym trzaskiem.<br>- Gdzie przebywa niejaki Machabeusz vel Kolumb? - strzelił nagłym pytaniem.<br>- Towarzysz Macha...<br>- Jaki "towarzysz"? - przerwał brutalnie przesłuchujący, - Obywatel Kolumb...<br>- Czyj obywatel? - szczeknął urągliwie. Jerzy odczekał moment.<br>- Wnoszę z waszych słów, że będziecie mi mogli coś o nim powiedzieć... Straciłem go z oczu w Niemczech. Więc jaki obywatel? -zapytał z kolei cywilnego pułkownika, czując wiew wielkiej gry. Mowa jest o Kolumbie, człowieku, z