Gołdapi, było gorąco i czuliśmy nadchodzącą burzę, która wyraźnie zbliżała się od strony ruskiej granicy. Ciotka Magdy czekała na nas z kolacją, a my nie mogliśmy wyjść z pokoju, dopóki nam oddechy się nie uspokoją i nie zdołamy znów włożyć na twarze masek. Co prawda, funkcjonowałem wtedy jako oficjalny narzeczony Magdy, przynajmniej w tym miasteczku, które pamiętało ją jako maleńką dziewczynkę, właśnie przez ciotkę wychowywaną w czasie wakacji. Kochaliśmy się w tym dusznym pokoju, jak zawsze bez opamiętania i z nieprawdopodobnym szczęściem, odczuwanym w każdym momencie, gdy byliśmy z sobą blisko. Wzięła ręcznik z zamiarem pójścia do łazienki, ale nie poszła