spęcznieją od oparzeń, skóra zaroi się bąblami, żagwią zapalą się włosy, ryk opętańców wzniesie się nad gorejącym stepem. <foreign>Hospody, pomyłuj.</><br>Oczy chłopca, spozierające na pożogę, zamknęły się same. Muśnięcie obłędu przeniknęło go zimnym lękiem. Śnił, był przekonany, że śnił ogień, dym, rzekę, ikonę, rozmodlone kobiety i tryskające z traw płomienie. Modlił się we śnie o rychły koniec tej okrutnej mary, trwającej tak długo, ufał rozpaczliwie, że wnet się ocknie i ujrzy jak zwykle pod zachód błogosławioną ciszę stepu, traw łagodność nad łagodnościami. Przeniknięty wiarą i nadzieją postanowił obudzić się, otworzył ufnie oczy i - to, co ujrzał, wstrząsnęło nim tak, aż przeraził się