okna, złudnie wydawało się, że zimniejszy niż reszta. Przeciągnęła się jak Spinoza. - Chodź do łóżka, jest jeszcze wcześnie, ogrzeję cię - zaprosiła.<br>- Zaraz przyjdę, popatrzę sobie chwilę. - Dopiero wrócił z piwnicy, znowu mieli szczęście, i tym razem rury nie potrzaskały. Rozpalił w kociołku, nakarmił Spinozę, ba, nawet zdążył wypalić połówkę papierosa. Na czczo, a nie powinien, ale z drugiej strony czy święta nie dopuszczają pobłażliwości choćby wobec samego siebie? - Trochę dopadało w nocy świeżego śniegu - powiedział, czuł tytoń na języku.<br>- No chodź prędzej, nie ociągaj się, chcę się do ciebie przytulić - ponagliła jednoznacznie.<br>- Wybacz mi, ale na miłość nie mam... <br>Jej oczy pociemniały