ognia salwami, po których następuje konieczna dłuższa przerwa, i celują pojedynczo, <br>ale nieprzerwanie. Pędząca gromada jednak nie zwraca uwagi na strzały. Maruderzy <br>zajmują się padającym ścierwem, i pierwsze szeregi atakują bez wytchnienia. <br>Wielkie futrzaste basiory, duże jak cielaki.<br>- Nie mówiłem, że same koniarze! - wołał z dumą łowczy, celując do najbliższego. <br>Nabija śpiesznie lufę, z niepokojem spoglądając na pana... Co z nim? Czy strzela? <br><gap><br>- Do Rzymu jeszcze dobre cztery mile, nie zajedziecie dzisiaj - zauważył wojewoda.<br>- Owszem, będziemy szli nocą, byle dojść w końcu. Odprowadzim go do Świętej <br>Sabiny, a tam niech już najprzewielebniejszy ojciec generalny wojuje z nim, <br>jako chce.<br>Nagły przeraźliwy