gwałtownym skokiem ręki, wydawały krótki fałszywy dźwięk <page nr=308>.<br> Tu i ówdzie wybijał się melodyjny dźwięk szklanki lub świdrujący rzegot popielniczki. Kłujące spojrzenia gości otoczyły Romana, tworząc sieć równoważących się prądów, przykuwających go do miejsca, w którym stał.<br>Kantara zupełnie ogłupiały poruszał się w tym rojowisku nie mogąc wyjść poza jego obręb. Napastowany przez zniecierpliwionych gości wskazywał na kolegę, tłumaczył się, że to nie jego rewir, że nie może tu inkasować, wracał do Romana i szarpał go za rękaw: - Idźże tam, idźże, płacić chcą, nie mam drobnych... Trzech gości otoczyło Romana z lewej strony. Mówili coś o pośpiechu, o braku czasu i wpychali