Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z książek. Stiebłowa machnęła tylko ręką:

- Mówisz o rzeczach, których wcale nie widzisz... Nie potrafisz ich widzieć... Powtarzasz to, co ktoś inny wymyślił. Zresztą większość ludzi zna przyrodę tylko z literatury. Ja nie jestem ślepa, to wy jesteście bezmyślni... Poeci stwarzają piękno nie istniejące, a wy im wierzycie na słowo.



Nazajutrz rano wuj Benedykt woził mnie na saneczkach. Nadrabiał miną, rżał jak koń, żartował i starał się pobudzić mnie do śmiechu. Okrążyliśmy osiedle kolejowe i dotarliśmy aż do wioski na skraju lasu. U znajomej chłopki piliśmy gorące mleko, a potem, gdy zaczęła się zadymka, wuj galopując na przełaj przywiózł mnie do
z książek. Stiebłowa machnęła tylko ręką:<br><br>- Mówisz o rzeczach, których wcale nie widzisz... Nie potrafisz ich widzieć... Powtarzasz to, co ktoś inny wymyślił. Zresztą większość ludzi zna przyrodę tylko z literatury. Ja nie jestem ślepa, to wy jesteście bezmyślni... Poeci stwarzają piękno nie istniejące, a wy im wierzycie na słowo.<br><br>&lt;gap reason="sampling"&gt;<br><br>Nazajutrz rano wuj Benedykt woził mnie na saneczkach. Nadrabiał miną, rżał jak koń, żartował i starał się pobudzić mnie do śmiechu. Okrążyliśmy osiedle kolejowe i dotarliśmy aż do wioski na skraju lasu. U znajomej chłopki piliśmy gorące mleko, a potem, gdy zaczęła się zadymka, wuj galopując na przełaj przywiózł mnie do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego