powstaje tumult przy bufecie, gdzie Cezary Baryka, kandydujący właśnie na urząd prezydencki, wadzi się z Mateuszem Bigdą, ustalając post factum, czy opłacało się maszerować na czele robotniczej demonstracji na Belweder. "A macież wy odwagę Lenina?" - przerywa pijany Czepiec, lecz milknie, bo ksiądz Robak grzmoci go po łbie różańcem.<br>Zjawia się Neron w poszukiwaniu noclegu. Podróżuje właśnie do Ancjum z całym swym dworem i przyjaciółkami przyjaciół. Cezar jest zachwycony: "Sami swoi, polska szopa", recytuje podniośle i odgraża się, że zaraz skomponuje pieśń pochwalną. Wspina się na ławę, zaczyna brzdąkać na cytrze. Nagle traci równowagę, spadłby niechybnie, gdyby nie młody rycerz, który schwycił