i deszczu, latem i zimą, przychodziłem, gdy kończył się dzień, a wracałem, gdy kończyła się noc. Znosiłem bliskich znajomych i ludzi, których imienia ani nazwiska nie pamiętam. Na tę ścieżkę nałożyły się, po latach, wszystkie wyprawy i już sam nie wiem, co jest "najprawdziwszą prawdą", a co tylko "prawdą psychologiczną". Nieważne zresztą, czy wszystko akurat odbywało się tak, jak opisuję, ważna jest atmosfera, a ona jest tylko we mnie, fakty natomiast - w "Księdze wypraw".<br>Więc wróćmy do faktów: 25 sierpnia 1976 r. - wieczór. Ratownicy znajdowali się już nad Czarnym Stawem i mimo nocy wezwali śmigłowiec, bo stan rannego budził niepokój. Pilot