dowódcę w szczękę, a padającego kopnął jeszcze w bok głowy. Poszukiwacze złota nawet tego nie dostrzegli. Jaskier bez zachęty zerwał się i pomknął przez krzaki, powiewając onucami. Geralt biegł za nim.<br>- Rata! Rata! - zawył obalony dowódca warty, po chwili wsparty w krzyku przez towarzyszy. - Ruuuunt! <br>- Łobuzy! - wrzasnął w biegu Jaskier. - Oczajdusze! Wzięliście pieniądze!<br>- Oszczędzaj oddech, bałwanie! Widzisz las? Biegiem!<br>- Alarm! Alaaaaarm!<br>Biegli. Geralt zaklął wściekle, słysząc krzyki, świsty, tupot koni i rżenie. Za nimi. I przed nimi. Jego zdziwienie było krótkie, wystarczyło jednego uważnego spojrzenia. To, co brał za zbawczy las, to była zbliżająca się ku nim ława konnicy, wzbierająca jak