więc to był mężczyzna. Oślizgłe, napęczniałe usta. Widzieli, że pierś spłaszczona, jak płachta, że ręce nienaturalnie poskręcane, broniły życia do końca. - To musi być Wiktor Lassota - poznała jakaś kobieta. Pod następnym prześcieradłem ciało skręcone w monstrualny kokon. Z poprzyczepianymi szmatami, pokrytymi krwią i błotem. - Widocznie dopadli w pościeli - szepnął Konstanty. Odór krwi i potu dławił, pomimo że stali pod otwartym niebem, brakowało powietrza. Niemiecki lekarz, w kitlu zarzuconym na mundur, chrząkał. Wreszcie bezczelnie, wyraźnie, dobrą, choć twardą polszczyzną powiedział do stojącego najbliżej oficera: - Jednak to bydło, sami się wcześniej czy później wymordują. - Tu zrobił pauzę. Rozejrzał się po zebranych, dłużej zatrzymał