głos. Ale czy to nie jest zbyt poważny repertuar dla takiej, takiej... panienki? - dodał. <br>Róża odeszła od fortepianu. <br>- Nie - zaprzeczyła. - Nie! Nie ma zbyt poważnych repertuarów dla poważnego głosu! <br>Zbliżyła się do Marty, objęła ją, z bliska zajrzała w oczy, przeniknęła ją gorącymi promieniami. <br>- Córeczko moja...własna... - zaszeptała. <br>Marta westchnęła. Oparła głowę na ramieniu matki, doznała podobnej rozkoszy jak we śnie, gdy ciało, zawieszone pośród mroźnej próżni, opada wreszcie na murawę. <br>- Mamo, moja mamo - ledwie zdołała poruszyć wargi, bezsilne z radości. <br>W kącie salonu zatrzeszczała podłoga... To Adam wychodził z pokoju. Sunął zgarbiony, powłócząc nogami... Róża mocno trzymała córkę w uścisku