jedną miarę przycięte, równe. Postronkiem konopnym brzemię okręcił i westchnąwszy na plecy zarzucił: wnet ruszył przez podwórko statecznym, niespiesznym krokiem.<br>Szedł mozolnie stąpając, skrajem piaszczystej drogi.<br>Strzeszyska zgarbionych chałup czerniały po obu stronach, gęsto a bezładnie rozrzucone. Już się wśród nich budziło codzienne, zwykłe życie, ludzkimi i bydlęcymi głosami gadające. Ospale snuły się po zagrodach dziewki do obór zdążające ze skopcami; chłopi w parciankach łazili koło stajen, na ziąb listopadowy nie bacząc. - Jaki taki zagadał do Wawrzona. Stary przystawał chętnie, brzemię o płoty opierał i gawędził... Taki już był, gąb ludzkich łakomy, poufały, z każdym i zawsze coś mający na końcu