coś szeptał, bredził nieprzytomnie,<br>pachniał jak wytężone białe nikotiany...<br><br>Siedzący noc całą przy tobie na warcie<br>krzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,<br>to znów o łaskę twoją modlił się pokornie<br>- zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! -<br>Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnego<br>zawiódł przemocą do mego pokoju,<br>gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,<br>jak to się zdarza czasami. -<br>Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,<br>zatańczył w triumfie jakiś taniec boski -<br>potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,<br>zamyślił się pełen troski - - -<br>i jęknął z przerażenia nad tym, co się stało - - -</><br><br><div type="poem" sex="f"><tit>ZACHÓD SŁOŃCA NA ZAMKU</><br><br>Wawel płonie - różowo-fiołkowo-przeźroczy.<br>Szyby żegnają słońce