pleciony z sitowia, pchnęli je leciutko na bystrzejszy prąd.<br> <page nr=27><br> Łóżko zakręciło się na wirze i ustawiając się zagłówkiem w stronę ujścia Dunajca, spokojniutko popłynęło.<br> Słońce już dawno wstało z nadwiślańskich wiklin i wtoczyło się na lessowe pagórki, kiedy dziadek Ociupina zamamrotał przez sen, przeciągnął się pod pierzyną i otworzył oczy.<br> Patrzy, niebo nad nim wiosenne, od skowronków śpiewające.<br> Uśmiechnął się do tego nieba, ale ledwie to uczynił, zamarło w nim serce.<br> Pomyślał, że ani chybi ktoś nocą ukradł znad niego dach słomiany.<br> Przerażony, usiadł na łóżku.<br> Zakołysało się na wodzie.<br> - Rany boskie - szepnął Ociupina - to chyba nie złodzieje, jeno trzęsienie ziemi