z chrustu i sitowia,<br>Zawieszoną wysoko w zagłębiach konarów<br>Nad otchłanią jam rysich i wężowych jarów.<br>Tam na mchu, kołysany obłędną wichurą,<br>Chciałbym pieścić dziewczynę obcą i ponurą,<br>Głaskać piersi ze świeżą od mych zębów raną<br>I całować twarz, ustom jako łup podaną -<br>I słyszeć, jak dokoła grzechu mej pieszczoty<br>Pląsa burza skuszona i mdleje grom złoty,<br>I zwierz ryczy, ciał naszych przywabiony wonią,<br>Ciał górnych, wniebowziętych, co od ziemi stronią -<br>I chciałbym przez przygodny wśród gałęzi przezior<br>Patrzeć, pieszcząc, w noc - w gwiazdy i w błyskania jezior!<br>I za boga brać wszelkie lśniwo u błękitu,<br>I na piersi dziewczęcej doczekać