Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Aliosza nie żyje?...

- Tak... Zginął padczas rozruchów w Warszawie... Na rogu Wroniej i Chłodnej... Ale mnie już wtedy nie było... Matka niedawno mi o tym pisała.

- To straszne!... Panno Kazimiero...

- Pani mówi tak, jakbym ja była temu winna... Co miałam robić? Przecież nie mogłam wyjść za mąż za siedemnastoletniego chłopca...

- Po co było zaczynać? Pani już nie jest dzieckiem...

- Doprawdy... Gdybym wiedziała, o co chodzi, wcale bym tu nie przyjechała...

Zrybiła obrażoną minę i przykładała raz po raz chusteczkę do suchych oczu. Matka spojrzała na nią zdziwianym i nieprzyjaznym wzrokiem. Po chwili milczenia rzekła:

- Nie wiem... Nie wiem... Biedna Anna Stiepanowna... Taki straszny
Aliosza nie żyje?...<br><br>- Tak... Zginął padczas rozruchów w Warszawie... Na rogu Wroniej i Chłodnej... Ale mnie już wtedy nie było... Matka niedawno mi o tym pisała.<br><br>- To straszne!... Panno Kazimiero...<br><br>- Pani mówi tak, jakbym ja była temu winna... Co miałam robić? Przecież nie mogłam wyjść za mąż za siedemnastoletniego chłopca...<br><br>- Po co było zaczynać? Pani już nie jest dzieckiem...<br><br>- Doprawdy... Gdybym wiedziała, o co chodzi, wcale bym tu nie przyjechała...<br><br>Zrybiła obrażoną minę i przykładała raz po raz chusteczkę do suchych oczu. Matka spojrzała na nią zdziwianym i nieprzyjaznym wzrokiem. Po chwili milczenia rzekła:<br><br>- Nie wiem... Nie wiem... Biedna Anna Stiepanowna... Taki straszny
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego