Przyznaje, był przerażony, nie wiedział, jak z nimi rozmawiać w jednopokojowym mieszkaniu, z żoną i dziećmi na kolanach. Postanowił wynająć biuro z telefonem. Zrozumiał: gra jest warta świeczki, trzeba sprzedawać tanio i szybko. Z pierwszym kontrahentem doszedł do porozumienia. Wynajął magazyn w <orig>geesie</>, zatrudnił sekretarkę. - Firma zaczęła się rozrastać - mówi. - Podjeżdżały polonezy, do magazynu wlewały się masy towaru, rosły obroty. Tak wyglądał początek sieci sklepów i hurtowni. - Poczułem, że pieniądze leżą na ulicy, wystarczy się po nie schylić - wyjaśnia Migoń. Rozszerzył branże, zatrudnił księgową. Obroty sięgały miliardów. - Czterema miliardami kredytu udało mi się obrócić pięć razy. Bank zarobił 800 mln. Mogłem