podejść do każdego, do kogo się chce, pozdrowić grzecznie, spytać, skąd pochodzi, jakie losy go przywiodły; jest to naturalne, a nawet właściwe, nie ma w tym żadnej agresji ani zuchwałości; do każdego zbliżenia upoważnia międzynarodowe koleżeństwo niewoli. Ale do Suzanne nie można. Właściwie inni mogą, tylko ja specjalnie nie mogę. Podoba mi się tak bardzo, że obawiam się, że w moim zbliżeniu musiałoby być coś jaskrawo odbiegającego od koleżeństwa, co mogłoby ją obrazić. Suzanne pewnie to odczuwa, bo chodzi zawsze z książką, którą się skrywa przede mną, ilekroć przechodzę.<br><page nr=49> Przechodzę często i zupełnie mimochodem. Ludzie przechodzący tutaj obok siebie niekoniecznie pozdrawiają