Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Karan
Nr: 9-10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1995
za rękę, a ona trzyma woreczek komunijny. Pusty...
Prowadzi mnie okrężną drogą do domu, przez wszystkie podwórka. Bo przecież wszyscy muszą zobaczyć, że jest w sukience. Słyszymy jak inne dzieci szepcą "ale ładna sukienka". Jesteśmy obie dumne. Obiecuję Anecie, że przyjdę w czwartek z aparatem i zrobię jej parę zdjęć. Podprowadzam ją pod dom.
- Pójdę już.
- Ciociu, wejdź jeszcze ze mną...
Otwierają się drzwi. Na szczęście matka jest trzeźwa. Jest zaskoczona, że mnie widzi.
- Wie pani, zatrułam się kiełbasą. - Tłumaczy swoją nieobecność w Kościele.
Wychodzę. W pamięci zostaje mi obraz dziewczynki w białej sukience i strasznego bałaganu. Jeszcze tylko parę schodów
za rękę, a ona trzyma woreczek komunijny. Pusty... <br>Prowadzi mnie okrężną drogą do domu, przez wszystkie podwórka. Bo przecież wszyscy muszą zobaczyć, że jest w sukience. Słyszymy jak inne dzieci szepcą "ale ładna sukienka". Jesteśmy obie dumne. Obiecuję Anecie, że przyjdę w czwartek z aparatem i zrobię jej parę zdjęć. Podprowadzam ją pod dom. <br>- Pójdę już. <br>- Ciociu, wejdź jeszcze ze mną... <br>Otwierają się drzwi. Na szczęście matka jest trzeźwa. Jest zaskoczona, że mnie widzi. <br>- Wie pani, zatrułam się kiełbasą. - Tłumaczy swoją nieobecność w Kościele.<br>Wychodzę. W pamięci zostaje mi obraz dziewczynki w białej sukience i strasznego bałaganu. Jeszcze tylko parę schodów
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego