Typ tekstu: Prasa
Tytuł: CKM
Nr: 5
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2000
zabrał mnie spod bazy marynarki i że pracuję dla rządu. Nie najlepsza rekomendacja. Szczerze mówiąc - fatalna. Wkoło stoją faceci i krzyczą do mnie w języku, którego nie rozumiem; wykonują gesty, których nie mogę uznać za przyjazne. Uznałem, że najwyższa pora się zbierać. Jak przystało na nieuzbrojonego dżentelmena, puściłem się biegiem. Powalam dwóch najmniejszych i pędzę w kierunku ciemnej uliczki. Będą strzelać? Na szczęście nie. Krążę po okolicy kilka minut i w końcu, wyczerpany biegiem, staję. "Muszę rzucić palenie" - myślę w pierwszej chwili. Twarz mam zlaną zimnym potem. Przerażenie powoli mija. "Kurwa, po co ja tutaj przyjechałem? - pukam się w łeb. - Przecież
zabrał mnie spod bazy marynarki i że pracuję dla rządu. Nie najlepsza rekomendacja. Szczerze mówiąc - fatalna. Wkoło stoją faceci i krzyczą do mnie w języku, którego nie rozumiem; wykonują gesty, których nie mogę uznać za przyjazne. Uznałem, że najwyższa pora się zbierać. Jak przystało na nieuzbrojonego dżentelmena, puściłem się biegiem. Powalam dwóch najmniejszych i pędzę w kierunku ciemnej uliczki. Będą strzelać? Na szczęście nie. Krążę po okolicy kilka minut i w końcu, wyczerpany biegiem, staję. "Muszę rzucić palenie" - myślę w pierwszej chwili. Twarz mam zlaną zimnym potem. Przerażenie powoli mija. "Kurwa, po co ja tutaj przyjechałem? - pukam się w łeb. - Przecież
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego