Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Nieraz w nocy dobiegały mnie stłumione głosy, wśród których rozpoznawałem głos Stiebłowa. Widocznie przychodził już po moim zaśnięciu. Krysia chodziła spać później, ale na pytania odpowiadała wykrętnie:

- A bo ja wiem... Nie zauważyłam... Może to był Stiebłow, a może kto inny...

Od czasu do czasu zjawiał się na rozmowy Winniczenko. Pożerała mnie ciekawość, o czym oni rozmawiają, ale ojciec stał się tak tajemniczy, że niewiele od niego mogłem się dowiedzieć. Nawet Gawriła unikał rozmów ze mną, był zaaferowany i wciąż dokądś się śpieszył.

Nieustannie mżył deszcz; wczesne chłody i słoty jesienne uniemożliwiły mi przechadzlki w okolicach depo; w ogrodzie wisiała wilgoć
Nieraz w nocy dobiegały mnie stłumione głosy, wśród których rozpoznawałem głos Stiebłowa. Widocznie przychodził już po moim zaśnięciu. Krysia chodziła spać później, ale na pytania odpowiadała wykrętnie:<br><br>- A bo ja wiem... Nie zauważyłam... Może to był Stiebłow, a może kto inny...<br><br>Od czasu do czasu zjawiał się na rozmowy Winniczenko. Pożerała mnie ciekawość, o czym oni rozmawiają, ale ojciec stał się tak tajemniczy, że niewiele od niego mogłem się dowiedzieć. Nawet Gawriła unikał rozmów ze mną, był zaaferowany i wciąż dokądś się śpieszył.<br><br>Nieustannie mżył deszcz; wczesne chłody i słoty jesienne uniemożliwiły mi przechadzlki w okolicach depo; w ogrodzie wisiała wilgoć
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego