fabryczną, niezmywalną sadzą. Padały słowa ciężkie, obtłuczone jak brukowce: rewolucja, proletariat, kapitalizm.<br>Z fragmentów zdań, opowiadań, okrzyków zarysowywał się wyraźnie twardy czterodniowy epos, wypisany w blasku elektrycznych lamp krwią na asfalcie.<br>Spis rozdziałów zawsze, niezmiennie ten sam: Bezrobocie. Obcięte zarobki. Posępny, demonstracyjny miting. Z mitingu - pochód przez miasto, z "Międzynarodówką".<br>Prowokowała ich policja. Osaczyła w bocznych uliczkach. Gumowymi pałkami biła do krwi. Tratowany bruk splunął na jej spotkanie gradem kamieni.<br>Szarżowało rozjuszone żołdactwo. Salwą wymościło ulicę nowym nie ubitym brukiem. W odpowiedzi kamienne szczęki ulicy wyszczerzyły zęby barykad.<br>Była masakra. Lepka, bura krew na chodnikach. Naładowane ludźmi ciężarowe auta. I kilkudziesięciotysięczny