udanym oburzeniem Sołomin. - To ja tu, można powiedzieć, piersią własną cię zasłaniam, na słowo ci wierzę, a ty, bratku, kłamiesz? Krzyż święty nie chrzczoną ręką plugawisz? Wiary własnej się wypierasz? Tego się po tobie nie spodziewałem.<br>Chłopak podnosi i zapina niepotrzebne, nieposłuszne spodnie. Długo nie może natrafić na właściwy guzik.<br>- Przeszukać mu tam kieszenie, chłopcy! - mówi rotmistrz Sołomin.<br>Trzy pary chciwych rąk wciskają się w zanadrze, przetrząsają kieszenie, odrywają podszewkę eleganckiego ubranka i, wyciągnąwszy z triumfem jakiś zeszycik - sowiecki paszport - podają go rotmistrzowi.<br>- Taaaak... - przeciąga rotmistrz. - Tak trzeba było mówić od razu. Poprosić: przepustkę do Belleville. Czemu nie? Któż to widział