błoto przykościelnej ulicy. Wspomniał, jak krew zaczerwieniła miejskie kałuże i spływała strugami do rzeki, aż zrudziały jej nurty. <br>Tym straszniej brzmiała w uszach słuchacza ostatnia zwrotka Kasinej piosenki: <br><br><div1>Wianek bierzesz do dom sobie, <br>kładziesz go na ojca grobie, <br>płacząc modlisz się za ojca, <br>co go zabił Krzyżak zbójca... <br>A w Raduni krwawa woda, <br>szkoda ojca, życia szkoda... </><br><br>Od tego wieczoru mistrz Ecelino co dzień niemal przychodził o zmierzchu na Osiek do Wroszów. Słuchał opowieści starego bursztyniarza, słuchał piosenek jego córki, narzekań Wojtka i Stacha. Trzaskał ogień na kominie, cykały świerszcze wśród grubych bierwion domostwa, a on nie spuszczał oczu z pięknej