stanął na czele organizacji aktorskiej, wszedł do zarządu ZBoWiDu, dał się poznać jako działacz i mówca. Przypomniano sobie jego przeszłość rewolucyjną, którą nie lubił się popisywać ani nie chciał jej dyskontować. Zresztą tego, że ukrywał spiskowców czy organizował strajk aktorów, nie uważał za rzecz godną uwagi.<br>Rok 1955 otworzył tamy. Repertuar teatrów wzbogacił się o nowe sztuki, które dotąd nie miały dostępu do polskich scen. Na afiszach pojawiły się nazwiska Sartre'a, Anouilha, Salacrou. Ale talent Gordona wymagał większego napięcia. Był w swoich kreacjach patetyczny i kolosalny, jak Michał Anioł w rzeźbie. Zaćmiewał wszystkich, rozsadzał scenę, nie miał dla siebie godnych partnerów