siedzą skromnie na samym końcu. Przy drzwiach stoi Roullot i mruga do mnie porozumiewawczo. Poza tym mnóstwo osób, które zupełnie nie wiadomo po co przyszły. Jest nawet jeden deck-boy, ten sam, który raz na korytarzu gwizdał Scherzo Brahmsa. Ma minę poważną i zdaje się być tym wszystkim bardzo zainteresowany.<br><page nr=245> Rozkładam książki, niby to przerzucam notatki, wreszcie opieram ręce o stół, patrzę w salę, rozchylam wargi i biorę oddech. Robi się śmiertelna cisza... Nie, zaczekajcie, poigram z wami. Niby to zawadza mi krzesło, przymykam wargi, zdejmuję ręce ze stołu, odwracam się tak, jakbym trochę rozglądał się za siebie, Vilbert i Mac