Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Głasza, ugotuj kakao na śniadanie. Mam ochotę na coś słodkiego.

- A co będzie dziś na obiad, proszę pani?

- Nie nudź! Zrób, co chcesz! Tylko nie zapomnij o lodach.

Czekałem na werandzie, aż się Kazia ubierze. Udawałem, że nie patrzę, ale w szybie otwartego okna widziałem odbicie jej postaci w bieliźnie. Rozmawialiśmy przez drzwi:

- Wiesz, Adasiu... Widziałam w magazynie na Krieszczatiku piękny płaszcz z wyłogami solferino, przybrany sznurem w kolorze starego złota.. Można go nosić zapięty i otwarty. Powiedziałam Alioszy, żeby mi się bez tego płaszcza nie pokazywał... No, już... Możesz wejść... Zapnij mi z tyłu guziki.

Nie miałem jeszcze do czynienia
Głasza, ugotuj kakao na śniadanie. Mam ochotę na coś słodkiego.<br><br>- A co będzie dziś na obiad, proszę pani?<br><br>- Nie nudź! Zrób, co chcesz! Tylko nie zapomnij o lodach.<br><br>Czekałem na werandzie, aż się Kazia ubierze. Udawałem, że nie patrzę, ale w szybie otwartego okna widziałem odbicie jej postaci w bieliźnie. Rozmawialiśmy przez drzwi:<br><br>- Wiesz, Adasiu... Widziałam w magazynie na Krieszczatiku piękny płaszcz z wyłogami solferino, przybrany sznurem w kolorze starego złota.. Można go nosić zapięty i otwarty. Powiedziałam Alioszy, żeby mi się bez tego płaszcza nie pokazywał... No, już... Możesz wejść... Zapnij mi z tyłu guziki.<br><br>Nie miałem jeszcze do czynienia
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego