śmiercią. Miała być zwykła, rutynowa praca dla armii afrykańskiego państewka, jednak na miejscu okazało się, że nie ma pracy, nie ma armii, nie ma rządu i w ogóle nie ma już Sierra Leone<br><au>Will Scully</><br><br>Zanim ponownie zagnało mnie na Czarny Ląd, pędziłem urozmaicone życie byłego oficera elitarnych brytyjskich oddziałów SAS (Special Air Service; specjalne oddziały armii brytyjskiej, zajmujące się m.in. walką z terroryzmem - przyp. red.) - przeróżni ludzie wynajmowali mnie do przeróżnych prac, związanych z moim zawodem. Szkoliłem żołnierzy w kilku bananowych państewkach, prowadziłem agencję ochrony, jeździłem z konwojami do Bośni, byłem korespondentem wojennym w Rwandzie, aż nagle w maju