Typ tekstu: Książka
Autor: Wojdowski Bogdan
Tytuł: Chleb rzucony umarłym
Rok wydania: 1975
Rok powstania: 1971
mi na łeb polikiera. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię: "Stać!" Sitwa Pioruna zbaraniała. Stoją. Z workami w ręku. Tu ja, tu mur, tu worki, a polikier gnatem macha. Piorun tropnął się, że nie regularna chatranka, tylko jeden niewinny frajer z niebieską dupą napatoczył się na ciecia, który mu drogę pokazał - i z tyłu do niego. Polikier pokorniutko już. "Panowie, m wy
mi na łeb <orig>polikiera</>. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię: "Stać!" Sitwa Pioruna zbaraniała. Stoją. Z workami w ręku. Tu ja, tu mur, tu worki, a <orig>polikier</> gnatem macha. Piorun <orig>tropnął</> się, że nie regularna <orig>chatranka</>, tylko jeden niewinny frajer z niebieską dupą napatoczył się na ciecia, który mu drogę pokazał - i z tyłu do niego. <orig>Polikier</> pokorniutko już. "Panowie, m wy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego