jej na grzbiecie, ale nie dawała się skłonić nawet do truchtu. W bryczce szła kłusem aż do Galanty. Miała też wymagania kulinarne. Obrok jej nie wystarczał, podchodziła do sieni i wsadzała pysk do garnków i misek. Wujek Wili mówił, że my nie zmywamy naczyń, bo robi to za nas Kicsi. Smakowało jej koszerne jedzenie. Prawdziwie żydowski koń.<br><br>Chłopcy mieli religię i lekcje hebrajskiego, a my wyszywanie i szydełkowanie. Ale i nas nauczono modlitw oraz hebrajskich liter, a Torę opowiadała mi babcia, która ją znała na pamięć. Czytania, pisania, rachunków, przyrody uczyliśmy się po słowacku, ale gdy chodziłam do drugiej klasy, nasi