promiennej pozłocie jej nagie bliźniacze piersi, śniade i niepoddające się ruchowi nóg i biegowi roweru, zastygłe w swoim cudownym kształcie, i jakbym słyszał jej kpiące pytanie:<br>- A to co?<br>i musiałem się z nią zgodzić, bo to, co widziałem, okazało się tak wymownie dziewczęce, i nacisnąłem mocniej na pedały, bo Sonia, nie zapinając koszuli, sięgnęła ku mnie ręką, jakby chcąc sprawdzić, kto we mnie przeważa: Uta czy Drzejek, a ja wiedziałem, że z całą pewnością jestem teraz chłopcem,<br>i po chwili jechaliśmy już wszyscy czworo obok siebie, zajmując całą szerokość wznoszącej się wciąż wyżej i wyżej drogi, a po obu jej