Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
kotliny i spozierali w dół. Na plantacji mieniło się od chustek, krzątały się zbieraczki ładując arbuzy na przyczepy, przyprzężone po trzy do jednego pyrkającego ciągnika. Ciągniki odjeżdżały traktem po drugiej stronie jeziora na wschód, wzbijając nad stepem ogromne słupy kurzu. Cała osada ruszyła do zbiorów, bo nawet dzieciaki pracowały zawzięcie.
- Spieszą się, jakby nas zobaczyli - powiedział Wasyl zadowolony, że jeszcze tyle arbuzów leżało na polach.
- Wykąpałbym się - odezwał się Jurek patrząc tęsknie na jezioro.
- Niech tylko obcego ujrzą, to kwita z nami. Zresztą woda słona. Jeziora tu wszystkie słone w tych stronach. No, odpoczywaj. Mamy czas do zmierzchu.
Wyciągnęli się w trawie
kotliny i spozierali w dół. Na plantacji mieniło się od chustek, krzątały się zbieraczki ładując arbuzy na przyczepy, przyprzężone po trzy do jednego pyrkającego ciągnika. Ciągniki odjeżdżały traktem po drugiej stronie jeziora na wschód, wzbijając nad stepem ogromne słupy kurzu. Cała osada ruszyła do zbiorów, bo nawet dzieciaki pracowały zawzięcie.<br>- Spieszą się, jakby nas zobaczyli - powiedział Wasyl zadowolony, że jeszcze tyle arbuzów leżało na polach.<br>- Wykąpałbym się - odezwał się Jurek patrząc tęsknie na jezioro.<br>- Niech tylko obcego ujrzą, to kwita z nami. Zresztą woda słona. Jeziora tu wszystkie słone w tych stronach. No, odpoczywaj. Mamy czas do zmierzchu.<br>Wyciągnęli się w trawie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego