i przyzwolenia, po cudzym mieniu.<br> Ludzie zebrani w kościele nie pluli na niego, nie szydzili zeń, nie próbowali kopnąć w podbrzusze, zdzielić pięścią przez łeb.<br> Patrzyli na niego przez swoje modlitwy, śpiewane cicho pieśni, i więcej w ich źrenicach było litości niż mściwej nienawiści.<br> Złodziej, leżący krzyżem przed nimi, przed Stwórcą zamkniętym w ołtarzu, przed świętymi fruwającymi po kościelnym sklepieniu, modlił się do rąk swoich większych od bochenków chleba, gdyż owe nieszczęsne ręce z każdym rokiem stawały się dla niego Stwórcą, Chrystusem ubiczowanym, prowadzonym gorzej niż na Golgotę, bo na pośmiewisko ludzkie, na wstyd gromadzki spadający z ojca na syna, z