nasz pobyt w trójce u życzliwych, choć surowych ojców lazarystów, ale my nie bardzo wierzyliśmy, że mogą nas dokądś stąd przenieść: to był nasz dom i nasza szkoła, tu mieszkaliśmy i tu się uczyliśmy, pospiesznie, pokonując cały rok szkolny w ciągu kilku miesięcy, pilni i pracowici, jak przystoi dzieciom Ojca Świętego,<br>i zdarzyło się, że Obi, mój i Kuby przyjaciel, Albin, zasłabł nagle na lekcji rytownictwa, nauczyciel, młody brodaty Pers w turbanie, rzemieślnik artysta, uczący nas tej niełatwej sztuki posługiwania się młoteczkiem i dłutkiem tak zręcznie, by bezbłędnie wywieść w metalu naszkicowany ołówkiem rysunek: najczęściej ogoniastego rajskiego ptaka z rozrzuconymi skrzydłami