przecież z osady, z roboty, bez zezwolenia, jakże wlec za sobą lamentującą czeredę. Jeśli go przydybią, może być bardzo niedobrze. To poskutkowało. Stojąc w progu spojrzał jeszcze raz na zapłakane twarze i bezradnie do nich się uśmiechnął spod czarnych wąsików, po czym spiesznie zamknął drzwi ziemianki.<br><br><br>We troje, przy czym Sybirak trzymał się o kilka kroków z tyłu, przeszli nie rzucając się w oczy przez osadę. Zosia dla niepoznaki niosła Staszkowy tobołek, w którym było trochę bielizny i sucharów, przemknęli przez most na drugą stronę rzeki i przycupnęli w rowie pod nasypem kolejowym, czekając na pociąg, który przed siódmą wieczorem szedł