tych oczach, może nawet nie wiedzieli, że idą w pogrzebie, bo<br>cały czas pilnowali tylko, żeby był porządek i żeby nikt się nie<br>wychylił z konduktu poza żwirowany pas szosy. A gdy ktoś się choćby na<br>pół kroku niechcący obsunął na pobocze, zaraz go lufami wpychali z<br>powrotem w tłum.<br> Szliśmy z matką brzegiem, tuż obok wycelowanej w nas lufy, która była<br>tak bliziutko, że nabrałem nieprzepartej ochoty, aby wetknąć w dziurkę<br>u jej końca palec. Matka jednak widocznie coś przeczuła, bo syknęła:<br> - Chodź tu, w środek. - I przeciągnęła mnie z tego brzegu między<br>siebie a wujenkę Jadwinię.<br> Za trumną pieśń w