niekiedy roznosili do najbardziej potrzebujących. Przy naszym klasztorze mieścił się - a przecież był on jednym z bardzo wielu - punkt pomocy internowanym. W naszym klasztorze, a było to jedno z tysięcy takich miejsc w Polsce, ukrywali się ludzie ścigani przez władze, przez polityczną policję. Pamiętam, jak, jako nowicjusze, "wypożyczeni" do rozładowywania TIR-a siostrom urszulankom, na umowny znak - kiedy siostrom udało się zagadać celników - błyskawicznie przerzucaliśmy ukryte wśród paczek z konserwami, jeszcze cenniejsze wówczas od żywności, powielacze. Takich wspomnień z okresu stanu wojennego można zebrać wiele tysięcy. <br>Czy nie jest to dowód na to, co mówiła wówczas władza, co mówią przeciwnicy Kościoła