widać było, że teraz, gdy przyszła ta chwila, nie bardzo wiedzieli, jak się zachować. Lewandowski podał rękę tym przy taczkach i bez namysłu usadowił się w żelaznej skrzynce. Kilka niepewnych oklasków zapluskało w kłopotliwej ciszy, od nich już mocniej zajęły się dalsze, jak trzask gałęzi w suchym poszyciu podpalonego lasu. Taczki potoczyły się powoli, żłobiąc bruzdę w czarnym pyle drogi.<br> Lewandowski zdjął czapkę, zaświecił łysiejącą głową. Cały teraz był w oczach, wysilonych aż do bólu, gdyż wiedział, jak wiele zależy od tych kilku chwil. Czuł, że wszystko stawia na tę kartę: od ostatecznej śmieszności, aż do zwycięskiej, wyzwalającej nadziei. Widział po