naczyń krwionośnych, z których sączyła się krew.<br>- Pens - powiedział chirurg i złapał pensem naczynie, a docent chwycił, nie patrząc, z rąk Rubińskiego nitkę i zawiązał żyłkę, tamując krew. Potem błyszczącymi hakami w kształcie niezgrabnych, małych grabi z dwóch stron chwycił za brzegi ranę i ją rozszerzył.<br>- Nóż - monotonnie powiedział chirurg Tamten i przeciął następną warstwę, do której docent niezwłocznie wpakował nową gazę. Krwawą szmatę chirurg wyrzucił do wiadra.<br>Już widać było otrzewną, rana była długości prawie siedmiu centymetrów, miała kolor fiołkowo-różowy. Chirurg znowu pensami zatkał naczynia, pensy i ciężkie haki zwisały po obydwu stronach rany, brzęcząc przy każdym poruszeniu. Docent